bratanek
ciąża
dziecko
kościół
ślub cywilny
ślub kościelny
Włoskie przypadki matki
zasady
Witaj, Marcinku
Muszę się Wam czymś pochwalić-
dzisiaj ponownie zostałam ciocią! Moja siostra urodziła zdrowego chłopczyka,
któremu dała na imię Marcin (choć przez całą ciążę zarzekała się, że będzie to Szymon) i nie muszę dodawać, że wszyscy jesteśmy bardzo szczęśliwi. W przypadku
siostry obraz rodzinny jest już skompletowany, bo nie sądzę, że zdecyduje się
na trzecie dziecko. Względy zdrowotne jej na to nie pozwalają, a kolejna
cesarka mogłaby być naprawdę ryzykowna. Jak natomiast ułoży się nam, nawet dla
mnie jest tajemnicą, bowiem mąż jakoś się nie kwapi do ponownego ojcostwa.
Chciałby mieć jeszcze jedno dziecko, ale jeszcze nie teraz, ponieważ najpierw
musi zmienić pracę i więcej zarabiać (diabli wiedzą, kiedy w końcu znajdzie
nową robotę). Rozumiem te argumenty i w pełni je akceptuję, niemniej i ja mam
swoje, tak samo ważne. Główna przeszkoda polega na tym, że jestem coraz
starsza, a do męża wcale to nie dochodzi i chyba się nie spodziewa, że urodzę
drugie dziecko za dziesięć lat, gdy menopauza zapuka do mych drzwi. Mam nadzieję, że razem dojdziemy
do sensownych konkluzji.
Wraz z pojawieniem się nowego
członka rodziny wystąpił nieoczekiwany problem- kwestia rodziców chrzestnych. Z
założenia miało obyć się bez kłopotów, bo ta zaszczytna funkcja przypadła w
udziale państwu P. (czyli nam), lecz wychodzi na to, że będziemy musieli
obejść się smakiem. Nie mamy ślubu kościelnego, więc nie możemy zostać
chrzestnymi Marcinka, jako że sztywne reguły kościoła tego zabraniają. Zasady
zawsze można nagiąć, zresztą znam dużo osób, które też są po cywilnym, a żaden
ksiądz nie zabronił im być chrzestnymi. Wszystko zależy od poglądów księdza, a
proboszcz w parafii siostry jest widocznie mało postępowy. Nie zgadza się i
tyle, aczkolwiek jestem przekonana, że gdybym zamachała mu przed oczami grubo
wypchaną kopertą, na pewno łaskawiej by na nas spojrzał. Niczym wszakże nie
zamierzam machać, zatem rodzice małego będą zmuszeni wybrać kogoś innego, mimo
że siostra zaplanowała sobie, jak rozwiązać zaistniałą sytuację. Według niej
Pan P. i ja powinniśmy niezwłocznie wziąć ślub kościelny i nic nie będzie stało
na przeszkodzie, aby zostać rodzicami chrzestnymi jej synka.
Idea siostry logistycznie jest nie do ogarnięcia, bo przecież
przygotowania do ceremonii nie trwają jeden dzień. Z naszym proboszczem- don
Luciano, jesteśmy w dobrej komitywie, lecz nie da nam ślubu tylko na piękne oczy,
ponieważ zachciało nam się żeniaczki. Siostra wyłożyła mi
rzecz mniej więcej tak: „pójdziecie do księdza i powiecie, jak sprawy stoją.
Zobaczycie, że pobłogosławi was tego samego dnia.” Nie wiem, co jej strzeliło do
głowy, sama szykowała się ponad rok do własnego ślubu, a nam rozkazała pobrać
się w papuciach. Pomijam kwestię finansową, chociaż jest ona fundamentalna przy
takich imprezach, ale jak szanowna siostra wyobrażała sobie znalezienie świadków
i ściągnięcie do Genui w godzinę wszystkich gości z Sardynii i z Polski, tego zwyczajnie nie mogę pojąć.
Stwierdziła lekceważąco, że gości możemy zaprosić na przyjęcie za rok,
jakby to miało jakikolwiek sens. W ciąży faktycznie hormony buzują, dlatego nie
przejęłam się tymi gadkami. Nie lubię być do niczego przymuszana, a ślub kościelny
wezmę wtedy, kiedy przyjdzie na to pora. Tak to jest, gdy się ma o rok starszą siostrę- muszę
się przyzwyczaić do tego, że nadal lubi układać mi życie.
Nie zostaniemy więc chrzestnymi
Marcinka i jest mi z tego powodu niezmiernie przykro. Czy naprawdę tacy
niegodni z nas kandydaci wyłącznie dlatego, że mamy jedynie ślub cywilny? Moim
zdaniem ważniejsze jest to, jakimi ludźmi jesteśmy i co sobą reprezentujemy, zaś
inne przesłanki są mniej istotne. W oczach księdza najwyraźniej znaczymy
niewiele, choć nic o nas nie wie, lecz jeden papierek (a raczej jego brak)
powiedział mu wystarczająco dużo. Pan i Pani P. to para heretyków:). Witaj na
świecie, Marcinku!
Komentarze